Nie wiem, czy mogę zaryzykować stwierdzenie, gdyż w istocie jest to wielce niepewne, iż moje malarstwo podąża drogą od liryzmu ku grze czysto formalnej, drogą co najmniej pokrętną, pełną wątpliwości, powrotów i przeróżnych zapętleń. Jeśli nawet niektóre prace powstają niemal spontanicznie, to zdecydowana ich większość rodzi się długo i boleśnie, a satysfakcja przychodzi z wyraźnym opóźnieniem. Nie sądzę również, abym dopracował się jednorodnego stylu moich wypowiedzi, ale też nigdy nie zawracałem sobie tym głowy. Raczej świadomie, w zależności od potrzeb, wykorzystuję różne poetyki, niekiedy spotykam je ze sobą, wystawiam na próbę i to właśnie jest owa gra z wyobraźnią toczona na powierzchni obrazu, w polu konfrontacji, czasem walki różnorodnych środków wyrazu.
Jeżeli coś łączy moje akcje plastyczne oraz wcześniejsze prace malarskie z obecnymi, to przede wszystkim przekonanie
o autentyczności ekspresji indywidualnej. Z chaosu i niepewności wyłania się, często zaskakujący mnie, kształt poddawany następnie systematycznej obróbce, dopracowywany aż do momentu uznania prawdziwości komunikatu, którego forma może wszak ulec kolejnym przewartościowaniom. A jednak, przy tylu obiekcjach, pozostaje mi wiara, iż sztuka jest drogą słusznie wybraną, drogą pozwalającą odkrywać piękno, prawdę, istotność. I wiem, że wbrew eskalacji wątpliwości nadal będę malował, choć cel zdaje się być enigmatycznym wzorcem, niemożliwym do osiągnięcia.
Jacek Bukowski /2015/
Malarski świat Jacka Bukowskiego - wyprowadzony z wnikliwej obserwacji natury, ciekawości życia i głębokiej refleksji - to świat artysty, teoretyka,
pedagoga piszącego i mówiącego o zawiłościach sztuki
współczesnej i jej doświadczaniu. W jego przekazach odnajduje się uczciwe sądy i wiarę w umiejętności warsztatowe - jako podstawę
artystycznej wypowiedzi.
Śledząc twórczość plastyczną Jacka Bukowskiego, od dyplomu w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych aż po dzień dzisiejszy,
zauważymy stopniowe odchodzenie od przedstawieniowości, a może raczej
nadawanie owej przedstawieniowości coraz bardziej symbolicznych znaczeń.
Dyplomowy cykl "Odczłowieczeń" /1976/, przekształceń postaci - jeszcze ludzkiej - w bliżej nieokreśloną materię, to jakby zagubienie
człowieka w naturze, a zarazem zatopienie w umbrowo-oliwkowej tonacji.
Potem powstanie seria obrazów muzycznych, ze "Stanisławem i Anną Oświęcimami" /1977 -1980/ na czele, których tragiczna historia miłości
przełożona została na gamę różów zmagających się z czernią.
Impuls zrodzony z wyobraźni stał się pretekstem malarskiej gry oswbodzonej od jednoznaczności przedmiotu.
Zda się, że kolor coraz bardziej prowokuje artystę nie tyle swymi współbrzmieniami, co śmiałym zestawieniem barw - trudnym, niemal przykrym,
aż do uzyskania satysfakcji swoistego pojednania.
Zobaczymy to we "Wspólnych malowaniach" /1978/ - w spotkaniu szmaragdowych zieleni z tonacjami różów,
zobaczymy również w czerwieniach kontrastujących z zielenią /"Obrazy czerwone"/ i w "Marokańskich impresjach" /2000 - 2002/, w których błękit
zmaga się z płomienistą rudością.
W "Epitafiach dla Kota" 11979/, w gładkie, matowe czernie wdzierają się proste formy - znaki. Są to prace dedykowane obrazowi wspomnień, okruchom rzeczywistości
wydobytym z labiryntów pamięci. I tak pojawią się kolejne tytuły sugerujące owe wydobywania: "Biało-czarna fotografia" /1980/, "Litania"
/1981 - 1983/, "Manko" /1983/, "Fotografie z pamięci" /1988/. Coś z tego myślenia towarzyszy również
późniejszej twórczości artysty. Oczywiście,
chodzi tu o ogromny cykl "Obrazów czerwonych", zapoczątkowany w latach osiemdziesiątych i do dziś kontynuowany. Z pewnością jest to emocjonalne
rozliczenie się z czasem. Ukryte tęsknoty, cierpienia,
niespełnienia, ale i radości piszą swój
zaszyfrowany pamiętnik przekornie zaklęty w czerwieni. "Może morze" /1992-1993/, "Nature vivante" /1994-1995/, "Men" /1996-1997/,"Ma" /1997-2002/ "Bramy czasu" /1999/ oraz
"Gry z wyobraźnią" /1999/
to pomieszczenie przekazu na bogatej skali
jednego koloru symbolizującego gorące uczucie - od miłości aż po nienawiść. "Obrazy czerwone" to również wykorzystanie żmudnej
techniki laserunkowej dla wyrażenia specyficznego liryzmu splątanego
z ekspresją zaprawioną lekką ironią, dla zawartej
w tytule gry słów sugerującej podtekst, a nawet dla pewnej dozy absurdu. Jednak porywają one swą lekkością, pobudzają
wyobraźnię, skupiają na sobie uwagę.
Stojąc w galerii, przed "Obrazami czerwonymi" - pisze Piotr Białek - odnoszę wrażenie dźwiękowe. Kojarzą mi się one z
muzyką, muzyką pełną tłumionego żaru, lekko melancholijną, klasyczną w swoim
wyrazie i formie. Muzyka trwa, narasta, cichnie,
ale nigdy nie zanika. Czasem jakby zapadała się w głąb nieograniczonej przestrzeni, która nie jest pustką. Wyczuwamy jej masę, jej
materialność. Dźwięki wypływają z niej, znów stają się wyraźne,
ostre, jakby smagnięte światłem reflektora.
Na scenie, powstałej w ten sposób w naszej wyobraźni, pojawiają się kształty organiczne i geometryczne. Wiodą ze sobą rodzaj
dyskursu nie werbalnego, lecz raczej ruchowego, bliskiego sztuce tańca.
Równolegle do "Obrazów czerwonych", w czasie plenerowych wyjazdów do Francji, powstawały rysunki i obrazy obdarzone wspólnym tytułem "La Mer - La Mere"
("Morze - Matka") /1994-1995/ jako
spontaniczne przelanie uczuć, poszukiwanie pogodzenia,
możliwości współbrzmienia, zmaganie się fascynacji. Kolorystykę obrazów tym razem zdominowała gama błękitów i
żółcieni. W cyklu "Marokańskich impresji" /na papierze czerpanym i płótnie/
kobaltowe błękity, przywodzące na myśl rozległą
przestrzeń, ale i berberyjski strój, kontrastują z rudą czerwienią gór Atlasu.Obrazy te są oszczędne w formie, działają
jednak świetlistością koloru i tajemną głębią. Żywiołowość i odwaga gestu
nie godzą w syntetyczność kompozycji,
a nawet eksponują zamierzony rygor formy.
Każdy kto zwiedzał Maroko - pisze Christe Ihelil -nie będzie miał żadnych wątpliwości: obrazy Jacka Bukowskiego, stanowiące efekt
podróży po tym zakątku świata, sprawiają wrażenie nieomal
fragmentów tego kraju,
w których malarz, dzięki swoim czarodziejskim zabiegom, potrafił zawrzeć duszę krajobrazu ...
W pracach dostrzegamy jednocześnie żar, głębię, wibracje i ciszę południowego pejzażu, przedstawione z godną uwagi
wrażliwością. Każdy obraz to oda pochwalna na cześć duchowego piękna
marokańskiego południa,
gdzie niepokój, gwałtowność i porywczość przeplatają się z łagodnością, delikatnością i
pokorą wobec nieuchronności losu.
Te obrazy odzwierciedlają nieprzemijającą obecność wiatru nasyconego bryzgami deszczu pod niespokojnym niebem.
Czerwień ... błękit... błękit i znowu czerwień... I ten sam ruch, ospały, powolny. To samo światło: intensywne, a zarazem
jakby zawieszone. I ta sama gra tajemniczych, kolorowych cieni
w porcie Essaouira.
Oszczędne stosowanie barw w tym prawie monochromatycznym malarstwie nadaje niezwykłą siłę niewielkim pracom Jacka Bukowskiego, które mogą
się kojarzyć z niektórymi szkicami z notatników
podróżnych E. Delacroix - ze względu na swoją
specyficzną atmosferę, bądź ze studiami H. Matisse'a nad światłem - biorąc pod uwagę impresyjność emanującą
z przedstawionych prac.
Do najnowszych prac należą powroty do tematyki morskiej
- "Morze" / 2002 - 2007 /. Są to jakby błękitne dotknięcia,
delikatne muskanie fali, ale i zanurzenia w bezkresie, w nieokiełznanej sile żywiołu.
W czasach natłoku informacji Jacek Bukowski kreuje swój subtelny zapis doznań, dla którego malarstwo jest adekwatnym medium, zapis podatny na otwarte dookreślenie
odbiorcze - warunek spotkania.
Elżbieta Wiśniewska
|